Page:Nałkowska - Książę.djvu/36

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
28
 
 

i to był powód najważniejszy. Wspominać tylko nie lubię.

— Ale swego męża nie kochałaś jednak także...

— I wyszłam za niego. Tym razem jedynym motywem była owa linja...

Roześmiałam się. Na twarzy Julki był smutek.

— Więc nie chcesz go zobaczyć?

— Poco?

— Słuchaj, Alu, on tego pragnie tak bardzo... Inaczej nie mówiłabym ci przecież o tym...

Pomyślałam chwilę.

— No, dobrze. Wobec tego zresztą, że...

W tej chwili we drzwi zapukano zcicha.

Julka podniosła się i wyszła do przedpokoiku otworzyć. Przez chwilę słyszałam tylko szept. W słowach przybyłego mężczyzny brzmiał przyciszony opór. Wreszcie mężczyzna zgodził się. Chwilę pewną rozmawiali równiej.

Oczekiwałam z rezygnacją.

Drzwi do pokoju otworzyły się. Naprzód wszedł młody człowiek gigantycznej postaci o ponurym wejrzeniu, ubrany bardzo brzydko, lecz starannie. Za nim dopiero Julka.

Gość ukłonił się nieuprzejmie i obrzucił mię wzrokiem, pełnym nieufności. Pierwszy — zanim Julka zdążyła go przedstawić — podał mi rękę. Sama nie wiem czemu — prawdopodobnie pragnąc przystosować się do środowiska — mimowoli wymówiłam swe nazwisko. On — zamiast zrewanżować mi się w podobny sposób — powiedział: „dziękuję“.