Page:Nałkowska - Książę.djvu/224

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



Dziś przyszła do mnie śliczna, maleńka blondynka o surowo zaciśniętych usteczkach i owalu twarzy, jak na obrazach Burne-Jonesa.

Przyjechała świeżo z dalekiego centrum cywilizacji. Przyjechała zupełnie, jak anioł dobrej wieści. I tak dziwnie wyglądała przytym ze swą dziecinną powagą i surowością.

Jest nadzieja, że Jerzy i żaden z tamtych nie umrze — — — Takie cudne...

Całowałam tę dziewczynę w jej zaciśnięte usteczka, jak nigdy dotąd żadnej kobiety. Jak gdyby to ona uczyniła, że jest możliwym ratunek. Za to tylko, że przyniosła tę wieść.

Ciężkie roboty i dożywotnie osiedlenie. Jakimż rajem wydaje mi się ta nadzieja na tle dni minionych!

Pojadę razem z nim — i wtedy staniemy się dla siebie wszystkim. Młoda jestem i kochająca bez granic. Wszystkie moce duszy przekuję w żelazo. Boże mój — czymże są dla nas warunki zewnętrzne, oddalenie od ognisk kulturalnego życia? Z naszym ukochaniem dla piękności myślenia, ze zdolnością wyswobadzania się z pęt czasu i przestrzeni, z umiejętnością przerzucania się jednym