Page:Nałkowska - Książę.djvu/216

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
208
 
 

zupełnie, czystą fantazją na zadany, konwencjonalny, słowny temat. Bo wszystko, co dzieje się daleko od nas, co dzieje się przed paru minutami lub za parę minut — wszystko takie dalekie jest od rzeczywistości. Zrozumiałam, że nie jest rzeczywistością to straszne zdarzenie, o którym wieść głośna w podskokach biegła po ulicach, któremu dała imię pospolite, dla wszystkich jasne. Rzeczywistością była ta potworność i niepojętość, co mi bladością jak maską ścisnęła twarz i w klatkę piersiową biła jak kamienie. Rzeczywistość była w tym krzyku: „widziałam“, który nie zawierał ani bólu, ani strachu, tylko dotykalność skonstatowania. Samo zrozumienie, jasnowidzenie parominutowe tego, co się staje — nie to, co się staje — jest rzeczywistością. Dla tego już teraz fantazją niezrozumiałą, obcą wydała mi się myśl, że w chwili, gdy dalekiemi, nieznanemi ulicami śpieszę do domu, plącząc się w sukni własnej, jak w sieci, w tejsamej chwili ci tam leżą już zabici albo ranni szamocą się, chcąc oszukać śmierć, konają bez zapłaty, bez ostatniego słowa... Nie — nie rozumiałam już tego. I ogarnęło mię zdumienie, że w życiu tak mało jest rzeczywistości.

Myślałam już tylko o Jerzym. Biegłam prawie, by wcześniej go zobaczyć. Dawno już powinnam była wrócić do domu. Nie znając drogi, dwukrottnie zabłądziłam, mimo rozpytywania przechodniów. A dorożki nie było ani jednej.

Śmiertelnie znużona doszłam do domu. Przebiegszy schody, otworzyłam drzwi.