Page:Nałkowska - Książę.djvu/204

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
196
 
 

pił — — Pocóż to wszystko w takim razie? — Rozmyślna mistyfikacja tłumów i narodów? Przecież to byłaby zbrodnia, samemu wątpiąc — — dla jakiegoś problematycznego, niewidzialnego słońca — — —

— Nie tak... Dla tego właśnie nie watpię, że to ostatnie słońce jest niewidzialne. — I nie jako systemat naukowy pociąga mię ta ideja, ale jako gigantyczny w swej utopijności rozumnej przejaw owej wiecznej, boskiej w nas tęsknoty do słońca niewidzialnego, jako wyłom prometejski w murze z głazów piramidowych, dzielącym nas od tryumfu żyjących w nas potęg świętych, które w skromności magnatów zwiemy istniejącym gdzieś jeszcze poza duszą naszą — Bogiem... A czy za murem zwycięstwo już, czy cały system nowych murów — n’importe! — Niechaj błogosławiona będzie krwawa i królewska droga po ziemi okrągłej, droga do tego punktu marzonego w objawieniach ekstazy, punktu nieistniejącego, gdzie ziemia czarna i twarda styka się piersią swą z jedwabnym, promiennym namiotem nieskończonego nieba, gdzie leży konkretny horyzont, z którego oglądać można — ostatnie słońce — — —

Z pochyloną głową słuchałam formuły tej wiary, która odtąd będzie już jedyną moją wiarą. Upijałam się, jak narkotykiem, głosem, który hipnotyzował tłumy — i dusza mdlała mi z męki. Że utracę tego najmilszego człowieka, tę najbliższą duszę.

I długo, po raz ostatni wpatrywałam się w jego ukochaną głowę. Z bólem niewypowiedzianym kon-