Page:Nałkowska - Książę.djvu/199

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
191
 
 

dziwnie odbijały smutne, pełne niepokoju i przygnębienia twarze nielicznych przechodniów.

— Pozwoli pani wziąć się pod rękę? — spytał z pewną nieśmiałością. — Powinniśmy robić wrażenie pewnych siebie i sobą jedynie zajętych — —

Szliśmy lekkiemi, sprężystemi krokami, oboje młodzi i ładni. Było coś dziwnie smutnego i groźnego w tym wymijaniu niebezpieczeństw uśmiechami.

Jak zwykle przy nim, rozmyślałam z wesołą twarzą o bezgranicznym smutku mej miłości.

Nagle zadrżałam cała. Książę pochylił się ku mnie i, mówiąc coś, zajrzał mi w oczy zblizka i tak słodko, że serce załopotało we mnie z radosnej trwogi. Zaczerwieniłam się i szybko odwróciłam od niego głowę.

— Ach Boże, pani się pewnie rozgniewała — zaniepokoił się. — Przepraszam, doprawdy, ani mi przez myśl nie przeszło, że pani może się obrazić. Ale widzi pani, teraz z naszej roli wypływa ta l’mitation de l’amour...

Z wysiłkiem zbierałam smutne myśli.

— Ależ nie... Bardzo oryginalny jest ten flirt pod protektoratem bagnetów — —

— Tak niefortunnie zacząłem owo naśladowanie. Oto co z nas robi społeczna działalność — Z rycerzy stajemy się brutalami — —

Usiłowałam śmiać się także.

— Zdaje mi się — mówił dalej — że panią raziło też, gdy dziś na powitanie nazwałem panią towarzyszką Alicją i powiedziałem: wy —