Page:Nałkowska - Książę.djvu/185

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
177
 
 

drogach królewskich, wiodących de l’éphemère à l’éternel... Całemi godzinami wpatrywałem się w boskie załamania myśli gienjalnych — i widziałem je w półświetle, jak linje konkretne, kapryśnie stylizowane, fantastyczne wiązadła, podpierające gmach świata, pajęcze nici, łączące w jedno urocze misterjum życia i tę całą niezliczoność drobnych zdarzeń w nas i poza nami, którą nazywamy śmiercią. Zatapiałem się w kontemplacji niesłychanej tajemnicy czasu i trwania — i pojmować zaczynałem, że przeszłość i przyszłość nie istnieją zupełnie, że równają się sobie i są nicością, że wspomnienia moje i przewidywania naprzód — są dowolną kombinacją mego instynktu twórczego, bezużyteczną zabawą mózgowych organów obserwacji. Przestrzeń widziałem, jako istniejącą między dwiema rzeczami pewną określoną ilość innych rzeczy, zależnych od zestawień czasu i efemerycznych, rzeczy, których byt niczym prawie nie różni się od niebytu. Wtedy całe poczucie rzeczywistości, całą wrażliwość świadomościową zestrzeliłem na jedyny konkret niezbity chwili przeżywanej. Ja tylko, samotność moja i więzienie — były rzeczywistością dla mnie. Odtąd poczynając, ciągnęła się już nieskończoność. Czy zauważyła pani, że z pojęciem nieskończoności wiąże się w umyśle naszym zawsze jakieś określone, plastyczne wyobrażenie? Ja miałem wizje, halucynacje nieskończoności. Linja jej ostatniego horyzontu, będąca zresztą nonsensem matematycznym, zacieśniała się coraz bardziej. Nieskończoność otaczała