Page:Nałkowska - Książę.djvu/171

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.
163
 
 

świat, ale i my sami daleko wykraczamy poza ubogie uogólnienia, prawidła i decyzje naszej logiki...

Wyszliśmy na ulicę. Deszcz nie padał już, ale zrobiło się strasznie zimno. Wiatr gwizdał, jak na pustkowiu. Książę ofiarował się odprowadzić mię przez tę dzielnicę.

— Nie, nie, dziękuję panu — zaoponowałam z dziwnym ogniem, nie wiem, czemu. — Sama siądę do dorożki — zaraz tutaj —

Nie nalegał ani przez chwilę. Uprzejmie pomógł mi przy wsiadaniu.

— Niech Pan przyjdzie kiedy do mnie — dobrze? — rzekłam, żegnając go.

Dorożka ruszyła z łoskotem. Patrzyłam za Księciem, póki nie rozdzielił nas zakręt ulicy. Wtedy pomyślałam bez żadnej przyczyny i zupełnie nie à propos: oto jest człowiek, z którym chciałabym mieć dziecko.

Jednakże natychmiast niestosowność tej myśli wydała mi się tak olbrzymią, że z całej duszy znienawidziłam nagle Księcia, chociaż on sam nic w tym wszystkim nie zawinił.