Page:Nałkowska - Książę.djvu/162

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



W poszarzałym, tającym na dachach i chodnikach śniegu czai się już nowa, płomienna wiosna — nie ta dobra, niosąca miłość, słońce i kwiaty, lecz dzika, tajemnicza, legiendarna, drapieżna, węsząca, jak pantera, świeżą, dymiącą krew. Rok już przeszło, jak po ulicach miast i tajniach lasów północnych włóczy się groza niewypowiedziana i niepojęta śmierci gwałtownych, ofiarnych, gromadnych, bohaterskich. A ponad horyzontem, opasującym krwawe pola walk, płomienieje na pociemniałym niebie świt ogromny, który nigdy jeszcze w dziejach świata nie przepowiedział wschodu, świt, który jest tylko niezagasłym marzeniem o słońcu niewidzialnym.