„bezbożne ołtarze“, uświęcone przez krew najokrutniejszej objaty — z ludzi.
Ach — nie — Teraz dużo powiem i o nim samym. Po tym, co już wyznałam, niech Pan i tego wysłucha: bo mam dla tego człowieka wszystko, co jest w miłości — oprócz kochania.
Pamiętam w życiu moim dzień chmurny, pełen tryumfalnego śmiechu przez piołunowe łzy. Dnia tego padły między mną i światem pierwsze słowa wyboru, wyboru jednej z niezliczonych dróg życia — jednej nieznanej ze wszystkich nieznanych — drogi najmniejszego oporu — na los szczęścia. I w tym dniu właśnie dowiedziałam się z ust jego — o miłości...
Pan nie zrozumie tego... Ten człowiek, który gardził dotąd rozkoszą życia, który po drodze swej deptał wszystkie kwiaty i zbierał ostre kamienie dla budowy nowych gmachów, ten, który od wszystkiego, co nęcące, odwrócił swe entuzjastyczne oczy fanatyka — tensam klęczał dnia tego u nóg moich i szeptał słowa miękkie i aksamitne, jak kwiaty, — wielki wzgardziciel życia, przeze mnie do życia obudzony — —
A gdy w lat parę później po raz drugi zjawiłam się w jego życiu, niezagasłym wspomnieniem mym zabiłam mu złudzenie miłości, skarb bezcenny i nieopłacony. Nigdy nie dawszy mu szczęścia, tym razem odebrałam mu jeszcze jego symbol kryształowy.
I zamiast przekleństwa, błogosławieństwo czytałam w jego oczach, zamiast potępienia — uwiel-