zamącony, z którym Pan przyjął taką wielką, taką wyjątkową ofiarę mojej pychy i dumy. I moje pierwsze odezwanie się — takie zupełnie nieoczekiwane — tak mało Pana zdziwiło jednak...
A pomimo to upokorzenie, odzywam się przecież powtórnie, chociaż po wielu dniach namysłu — i stąd opóźnienie znaczne tego listu.
Zrozumiałam bowiem wreszcie motyw pańskiego chłodu i to odkrycie — wyznam szczerze (bo mniej jeszcze niż zalet, wstydzę się wad mych i małostek) — ucieszyło mię jako kobietę.
I jedno jeszcze wyznam szczerze: niesłusznie Pan czynił, lękając się rywalizacji Jana. Och, nie dla tego to piszę, bym usiłowała Pana przekonać, że naprawdę nie kocham tamtego i że wówczas nawet nie kochałam go wcale. Ale dla tego wyłącznie, by Pan nie przypuszczał, że on jest tym, co się w mych oczach przeciwstawia Panu.
Nie. To, co mię wchłonęło i razem wypełniło sobą całą treść moją, — to nie poryw fantastycznej kobiety, która, jak sądzicie wy, artyści, — jest dziełem mężczyzny kochanego. To cały świat nowy, świat bohaterstwa, nadziei i wielkości, którego dzisiaj nie poświęciłabym już dla nikogo — nie wyłączając Pana. To świat nowej myśli i nowego piękna, w którym najwyższe ideje — miłości i nienawiści — w jednym momencie stapiają się w gromową syntezę, z której rodzi się — Nowy Czyn. A Jan był mi tylko pierwszym przewodnikiem po tej krainie, on pierwszy powiódł mię przed owe