Odwiozła mię do domu i serdecznie uścisnęła na pożegnanie.
Zadzwoniłam i powoli, ciężko wchodziłam na schody. Nie płakałam już — myślałam o tej strasznej nocy ostatniej, o krzykach bólu, które słyszałam na korytarzu szpitalnym, o Janie, którego Teresa kochała miłością, pełną wyrzeczeń i ofiary...
W otwartych drzwiach mego mieszkania ujrzałam Zienowicza. Zbiegł z paru stopni, by pomóc mi wejść.
— Co to jest, pani Alu, co to znaczy? — pytał. — Czekam od dwuch godzin i umieram z niepokoju. Podobno nie było pani przez całą noc... Co pani robi? Teraz, kiedy niebezpiecznie jest wprost chodzić po ulicy... Jak pani wygląda — — ?
Przechodząc przez przedpokój, spojrzałam w lustro, byłam blada, jak widmo, nieuczesana, miałam powieki czerwone od bezsenności i płaczu.
— Pani Alu, niechże mi pani powie wszystko.
Trzymał mię za obie ręce. Znalazszy się nakoniec u siebie, tylko z nim, uczułam nagle spokój i cichą radość. Byłam tylko zmęczona bezgranicznie.
— Nie zrobiłam nic złego, niech pan się nie gniewa, doprawdy nic złego. Trochę tylko wyszłam ze stylu — —
— Tak? — to bardzo źle — rzekł niemal surowo.
Przypomniałam sobie słowa Julki, że tych dwuch światów nigdy nie pogodzę.
— Proszę, niechaj pan tak nie mówi — powie-