Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/82

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 72 —

jętym zwyczajem, a na wszystkich celnych granicach ściśle obserwowanym, nie zwierza nikomu z posiadanych skarbów, więc się i ja nie chwaliłem przed celnikami, słusznie mniemając, że jeśli Chrystus Pan uważał tę branżę za rzezimieszków, tedy dobry chrześcijanin w żaden sposób w konfidencje z nimi wchodzić nie powinien.

Przegląda mi tedy jeden taki walizę i odrazu nabrał dla mnie szacunku, widząc, że mam aż dwie koszule, gdyż odrazu wziął mnie za polskiego hrabiego, tembardziej, że ze strachu, aby nie znalazł papierosów, miałem minę idjotycznie-arogancką, Z taką tedy miną przejechałem granicę bez wyrzutów sumienia, mniemając, że dwieście papierosów nie zubożyło drogiej mi Francji, a zubożyłoby mnie i mojego wydawcę, dla którego raz jeszcze się poświęciłem. Jeździłeś często przez różne granice i znasz dobrze ten wspaniały widok, jak już po drugiej stronie zła i dobra, wszystek naród wyjmuje rozmaite rzeczy, skąd się tylko da; jak panie wydobywają papierosy z ukrycia, o którem Brantome jeden łacno jakieś piękne powie słowo i jak się wszyscy cieszą, że się celniki dały oszukać. Ja się nie cieszyłem wcale, gdyż nie opłaciłem moich skarbów jedynie — przez zapomnienie; przypomniałem sobie jednak gdzieś na trzeciej stacji, ale już było zapóźno, żeby się wracać do zbójców szlachetną modą świętego Jana Kantego. Siedzę sobie tedy w przedziale wraz ze spokojem duszy i z jakimś wytwornie odzianym gentelmanem, który czyta „Madame Bovary“