Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/33

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 23 —

bie i całe miasteczko nadbrzeżne z hotelem pod straszliwem nazwaniem „Hotel Vesuvio“.

Wysoko, ponad wybrzeżem, przeziera przez zieleń winnic i gajów oliwnych śliczne miasteczko, migotliwe białe, rozrzucone tu i owdzie, wyglądające zupełnie tak, jakby je dziecko zbudowało z białych kostek, służących do zabawy. Jest to potężna metropolja wyspy, wspaniała stolica, ukochane gniazdo jaskółcze, siedziba władz politycznych wyspy: pretora i dwóch policjantów, siedziba proboszcza i organisty, miasto, rozporządzające ośmioma dorożkami i czterema osłami pod wierzch, siedziba dyrekcji kolei linewkowej, złożonej z dwóch wagonów, której cały regulamin, wydany przez ministerstwo kolei mieści się w uroczystych słowach: „Non sputare“!

Miasteczko to już z samej fizjognomji jest tak niesłychanie miłe, że je pokochać można; cóż dopiero, kiedy się z gąszczu winnic wjedzie w jego śliczne uliczki, pokręcone paralitycznie i wąziutkie; czasem w jakimś zaułku na długą chwilę się przystanie, bo żal odejść, patrząc, jak słońce, zabłąkawszy się nieopatrznie, nie może wyjść z matni kilku murów i pełza po nich smugami, jakby to złote pełzały jaszczurki, wiesza się blaskiem na skałotoczach i po drodze zagląda w malutkie okienka mieszkań. Czasem znów jakiś rzeźki powiew, odbiegłszy od morza, wpadnie z impetem w jakąś miniaturową uliczkę, nieopatrznie uderzy głową o mur przeciwległy i, nie wiedząc którędy uciec, biega zrozpaczony,