Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/155

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

— 145 —


„...By człowiek z handlu swego miał uczciwe zyski...“

Ładnie to jest z jego strony, jak na nasze czasy wzruszające, i powiedziane z prawdziwym poetyckim polotem.

Mało kto jednak zwraca uwagę na te rzeczy milutkie, stylowo śmiałe i oryginalne, jak owo dźwięczne pytanie Figara, zwrócone do Almavivy: „Ja mam dowcip, pan ma złoto; czy pan hrabia nie czuje efektownego skutku tego kruszcu?“

Ha! Jakżesz tu nie miłować takiej teatralnej poezji? — jak burza przeleciała mi przez duszę na wieść, że opera lwowska da w Zakopanem dwa przedstawienia: „Trubadura“ i „Żydówkę“. Przyznam się, że miałem nieco obawy, szczególnie o „Trubadura“, bo z „Żydówką“ mogło być w Zakopanem łatwiej; można było pół sali w ciągu przedstawienia zaprosić na scenę i byłby gotowy chór, najstylowszy, jak tylko można.

Opera lwowska jest to jednak opera śmiała i dała sobie radę doskonale, trzeba tylko mieć trochę pomysłowej fantazji. „Tańcząca żyrafa, czyli Król Jakitaki“, słynna komedja u Marka Twaina, miała dlatego tak wielkie powodzenie, że sprytni aktorowie z góry sobie powiedzieli, że publiczność zbiorowo jest tłumem ciekawych idjotów; w Zakopanem bynajmniej inna teorja nie obowiązuje, wobec tego „opera lwowska“ śmiało przystąpiła do dzieła. Było też ono wspaniałe, a wywarło takie wrażenie piorunujące, że kilku ludzi odwieziono do Krakowa do Piltza,