Page:Makuszyński - Straszliwe przygody.djvu/119

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



Jednego dnia przyszedł do nas pan zecer i powiada:

— Od dzisiaj jestem hrabią!... Moje uszanowanie panom!...

— Sługa pana hrabiego!

— Panowie mnie nie proszą, abym został?

— Jeśli pan jest hrabią, jakżebyśmy śmieli?

— Moje uszanowanie panom!

— Sługa pana hrabiego!

Pan zecer wyszedł z godnością i po drodze myślał tak:

— ...Pierwszego dnia będzie jako tako; drugiego dnia ktoś z nich będzie próbował składać sam i zemdleje, a maszynę wezmą djabli; trzeciego dnia głód przyjdzie do administracji z prośbą o umieszczenie anonsu z oznajmieniem, że jest bez posady; za kilka dni umrze na tyfus głodowy dwóch najchudszych, jeden redaktor i ten mizerota, co pisze „Z przyrody i techniki“; za tydzień będzie osiem trupów, za dwa będzie w agonji krytyk teatralny, gdyż szelma jest twardy, po nim zaś zemrze najgrubszy w redakcji w męce i pohańbieniu. Potem wrócę, ja — pan zecer...