Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/33

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
29
POŁÓW GWIAZD

O, Loreley...
O, Loreley!...
Komedyę gram, ubrany w kir.
Udaję z duszą straszny spór,
A ty mnie wabisz, wabisz w wir...

O, jak sieć moja plącze się i mota,
O, gwiazdy! gwiazdy!
A topiel cala tak się stała złota,
Jakby się gwiazdy rozpłynęły moje,
Jakgdyby w topiel biły złote zdroje.
Szarpnąłem sieć: ujęła coś w swe sznury,
Chwyciła z mocy wszystkiej, żem wyprężył
Ramiona — szarpnął, — i łup mój zwyciężył.
To wieże były kryształowe pewnie,
A sieć chwyciła te zaklęte mury, —
Pałace może zwaliłem królewnie.

Wlecze sieć moja kilka nenufarów,
Tryumfy mnogie gdzieś z bezdennych jarów...
I plon mozołów.
Dobyłem sieć na suchy brzegu skraj, —
Zdejm już perukę, dobra Loreley,
Skończony połów...
Wszakże ci piękna była ma wyprawa
Na połów gwiazd, choć mi nie stroją głowy!