Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/283

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
279
CZYTANIE

Chociaż z wnętrzności własnych swych wydarła
Wszystko, co było jej pokładów solą,
Do stóp rzucając drogich. Rdza ją zżarła,
Bowiem śmierć była jej pisaną dolą,
Nie błyskawicą na bożem przeźroczu,
Lecz śmiechem w głębi jakichś czarnych oczu.

Czytajmy... Powieść o tem jest wesoła,
Jak gra minstrelów pjanych na gitarze.
Pióro wyrwane ze skrzydeł anioła,
Co się po pustym błąkał pól obszarze,
Więc słowa krwawią. Rozpacz jest z kościoła,
W którym Bóg umarł, a w gruzach ołtarze.
Słodycz jest z ust twych, z zatrutego zdroja,
A jad z twych oczu, o najmilsza moja!

Klątwa tej księdze! Och! zejdźmy do prozy,
Bośmy na piękność skonać dziś gotowi,
My, kwiaty chore, mistrze cudnej pozy,
Dlatego chorzy, że zanadto zdrowi.
Niechaj zajadą dwukoliste wozy,
Rumaki nasze równe płomieniowi:
Żal, rozpacz, miłość, cynizm i męczeństwo,
I w konie! Dokąd? — Na nowe szaleństwo.