Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/281

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



CZYTANIE



Księgę przed sobą mam, a w niej stronice
Czekają białe i dziewicze, smutno
I blade ku mnie wychylają lice,
Abym je stroił jako malarz płótno.
A czasem którąś spalą błyskawice,
A inna piosnką moją bałamutną
Tak się upoi, że potem różowa
Za krzewy rymów wstydliwie się chowa.

A czasem któraś płacze. I o dziwo!
Wszyscy jej bieżą otrzeć jasne oczy:
Chrystus rzuciwszy z nenufarów żniwo
Marya z Magdali, cicha, na uboczy,
Loreley, włosy nałożywszy krzywo,
Heine z pod skały i nimfy z roztoczy,
Płynąc po fali tej błękitnej wstążki,
Co jak Ren pośród mojej płynie książki.

O, Lorełey! Tak cicho jest dokoła,
Pod skałą pjany chrapie mocno Heine,