Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/255

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
251
KŁAMSTWO O MĘCE

A płaszcz mu słońce podało czerwony,
Aby siał trwogę, czynów swych szyderca.
Więc ty na sądy aż przed takie trony
Z męką chcesz swoją iść... Aż do kobierca,
Który rzuciły płatem w dal niebiosy?!
— Idę, lecz ciebie będę wlókł za włosy.

Ja z własnych ramion ci stawiłem krzyże,
Byś mogła białą swą krzyżować duszę;
ja na męczeńskie cię wywiodłem wyże,
Chytrze udając złe Faryzeusze,
Kiedym ci w oczy pluł... Anioły chyże
ja zwoływałem, by ci się katusze
Anielskie zdały. I ja darłem szaty,
Kiedym już twoją męką, był bogaty.

Więc czemu dzisiaj płaczesz krwią, przy drodze
jak żebrak siadłszy, kędy nikt nie chodzi?
Czy myślisz może, że ja tędy chodzę
W pustkowiu dumać jak w samotnej łodzi?
Och!... jeśli kiedy koniom puszczę wodze,
A krew mi brytnie z pod kół, z tej powodzi
Co jest z zachodu słońca i twych powiek, —
Rzucę ci uśmiech, — miłosierny człowiek.

Śmiech ten jak piorun oczy ci wypali,
A rozkosz ślepców wielka jest, albowiem