Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/243

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



NUDA



Miasto uwiędło jak zły chwast i czeka
Na kroplę wody. Słońce dyszy pyłem
I żółtym żarem z brudnych dachów ścieka.
Cisza się sączy wkrąg powietrzem zgniłem,
Po brukach błądzi wynędzniała spieka
Na śmierć strudzona błądzeniem zawiłem
Wśród ulic sieci, które w dal się wiją
Jak gnuśne płazy z wyciągniętą szyją.

Wszystko zmęczone, wstrętne i leniwe,
Jakby świat cały stał się nieruchomy
I wypluł z siebie resztkę płuc. Nieżywe
Rzędem naprzeciw siebie sterczą domy,
Drzewa samotne, powiędłe i krzywe
W męce się wiją, bowiem żar łakomy
Wyssał z nich wszystko. Niebo świat przygniata,
Ołowiem ciężąc i spiekotą lata.

Okna oślepły z żaru, a zasłony
Są jakby bielma w źrenic szkle. Boleśnie