Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/207

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



MIŁOŚĆ DZIECINNA



Z tysiąca — jeden zawsze się wybiera
Sen najpiękniejszy: w królowej krużganku
Sen stojącego strażą muszkietera,
Zaczęty wieczór, śniony o poranku.
Melodyą jedną stara brzmi opera,
Jeden najmilszy zawsze kwiat we wianku.
Tak sen jest jeden ponad sny powszednie,
Milszy nad inne, bowiem śniony we dnie.

Dziecko najmilsze! Białą mam dziś duszę...
Jest ranek. Dzień już na nocy krawędzi
Usiadł, z mgieł sobie wijąc pióropusze
Na hełm ze słońca; już para łabędzi
W łódź zaprzężona: zaraz wiosłem ruszę;
Gdy w dzień wypłynę, noc mnie nie dopędzi.
I oto będę, zanim słońce wstanie,
Na twojej wyspie, na zórz oceanie.

Niech na me drogi wyjdzie twa tęsknota,
Służebna blada, w łodzi mej pobliże,