Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/194

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
190
KORNEL MAKUSZYŃSKI

A ja tobie prawiłem przedziwną opowieść
O kraju, który milczy... O, Maryo z Magdali!...
Żaden sen cię w krajowy nie potrafi dowieźć,
Chociażby pełen złota i tęcz i opali.
W śnie widziałem te brzegi, a że w moim domu
Powiedziałem już o nich ścianom wszystkie dziwy
I więcej nie mam o nich już powiedzieć komu,
Tobie mówię. Mój sen był piękny i prawdziwy.
Dziewico — lecz ja drogi nie znam Błędnej drogi!
A wiesz ty, co to znaczy widzieć coś w oddali,
Widzieć złomy bram miejskich i domowe progi
I widząc, nie módz trafić?! O, Maryo z Magdali!
Może ci majaczyły kiedy w mgle latarnie,
A tyś szła... szła bez końca ku nim popod mury
I nigdy dojść nie mogła? O, dziwne tortury,
Najgorsze z męczarń, błędnych wędrówek męczarnie
Nie znam drogi, dziewico... Mam gotowe statki,
Żagle, jakby gotowe do oddechu płuca
W piersi, która wciąż tęskni... Maszt oślizgły, gładki,
Wieża mew, cień ogromny poza siebie rzuca
I czeka... Wszystko czeka... tak niezmiernie czeka...
Z patrzenia oczy błędne mam... ogromna spieka
Usta moje tak suszy jak wiatr i oniemia.
Nie słyszałaś, dziewico, kędy jest ta ziemia?
Może ktoś, który nie mógł płacić za pieszczotę,
Poeta pjany — sny ci wyspowiadał złote,