Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/192

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
188
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Pokój temu domowi! Oto wchodzą w gości
Rozpustna Magdalena i Apostoł młody!
Niechaj twarze zakryją ci, którzy są prości
I w duszach swych jak w ulach sycą boże miody...
Pokój temu domowi. Wejdź, Maryo z Magdali,
Obrzękła, wynędzniała, z obrzękłemi usty.
Dom się zaraz zaludni i nie będzie pusty:
Natychmiast się tu świateł tysiące rozpali,
Na twe przyjście z kadzielnic wnet się wzniosą dymy.
W mym domu mieszka miłość: w tym składzie rupieci
Klejnot bardzo szacowny, więc ją za dwa rymy
Sprzedam, jeśli rym rzadki i jak brylant świeci.
W mym domu mieszka cnota: widziałaś u progu,
Pies nędzny, ginie z głodu; nieraz w północ ciemną
Wyciem strasznem się skarży ludziom, mnie i Bogu,
Lecz wierny jest, — na łowy wychodzi wraz ze mną.

Siądź w fotelu, niewiasto. Ten, który ze ściany
Spogląda tak na ciebie — to Chopin. Ma oczy
Jak gdyby był zbolały niezmiernie lub pjany...
Usiądź, niechaj cię pokój i cisza otoczy.
Pięknie ci tak w fotelu, o rozpustna córko...
Spojrzyj!... Poezya twoja nie jest taka pusta:
Amor Psyche opuścił, rzucił moje biórko,
Zszedł cicho i obrzękłe twe całuje usta!...
Słuchaj kwiecie uliczny, o sarońska różo,
Patrząca w ściek, czy wargi dość od farby krwawe: