Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/162

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
158
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Ciżba szczęśliwa, głowy się kołyszą,
A on im ręce kładzie wciąż na oczy,
Że ślepi widzą i że głusi słyszą,
A nocą biały obłok go otoczy,
Że na powietrzu klęczy nad Ogrojcem
I wtedy milczy, bo rozmawia z ojcem.

Rozpowiadajmy. Dusze w nas szalone
Szaleństwem swojem znużyły się wcześnie.
Już nie umiemy w inną patrzeć stronę,
Na wschód jedynie. Umarł i nie wskrześnie!
Nic nie zaświadczą groby otworzone
Ani niewiasty, płaczące boleśnie,
Których łzy anioł na promienie niże;
Zostawił wiele: pusty grób i krzyże!

Błogosławiony niechaj będzie za to:
Będziemy mieli gdzie krzyżować dusze
I wieszać łotry. Spuścizną bogatą
Obdzielmy biednych, co w rajskiej otusze
Czekają, kto ich obdzieli zapłatą
Za cnoty trwałość w pokus zawierusze.
Módlmy się. Miłość z pustej skały wieje...
O śmierć się módlmy, albo o nadzieje.

Przebaczmy wszystkim, co nam nie przebaczą,
Sił w nas już niema na szał nienawiści,