Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/157

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



NA DRODZE DO EMAUS



Gromadą wielką wyszliśmy na drogi
Chrystusa czekać, kiedy z martwych wstanie,
Oleje mając na zranione nogi,
Hymny i harfy i umiłowanie.

I Apostołów spotkawszy dwunastu:
— Czyli nie idzie Rabbi tu, Syn boży?
Tędy wędrować ma ku Emaus miastu,
Gdy Józefowy w skale grób otworzy...

Odrzekli: Rzecz jest tajna i nieznana. —
Pytalim przeto: Niewiasty płaczące,
Czyliście kędy nie widziały Pana,
Czyli nie idzie, kwiaty gnąc na łące?

Aż krzyknął jeden: Idzie!... A nam oto
Oczy się darły pełne krwi z pod powiek,
I przyszła ku nam rozpacz ze zgryzotą.
— Szaleniec krzyknął tak i ślepy człowiek...