Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/14

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
10
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Przeto nie wejdziesz w dom ten, o mój bracie,
Bowiem otarłszy z krwi twej nóż mój ostry,
Plakaćbym musiał potem po twej stracie
I matkę twoją cieszyć i twe siostry.

Masz słońce w oczach a na uściech słowo,
Które gdy padnie, to zadźwięczy złotem,
Masz apostolski święty krąg nad głową,
I szedłeś do mnie z dobrych ramion splotem,
I szedłeś dobry wszystek, Złotousty, —
Ale nie wejdziesz, — dom mój nie jest pusty.
Wypiastowałem w piersi świetną żmiję
Kiedym na piękno chorzał i był cichy,
Gdym trwonił skarby, co były niczyje,
Gdym w pył murrheńskie rozbijał kielichy
Za pól urodzaj, za szczęśliwość wieczną,
Za snów przepychy, za złudę słoneczną,
Aby mi trwały aż po dni żywota,
Kiedy mnie zmorzy dobra śmierć — tęsknota.
I otom kłamał duszy, słońcu, tobie,
I szczęśliwości wiecznej i tęsknocie,
I śmierci cichej i piękna chorobie,
I snom i nocy i zorzom we złocie...
śledziłem kłamstwa ród, lecz nadaremnie:
Nieurodzone, wiecznie było we mnie.
I teraz mieszka ze mną, a gdy rano
Idę strzedz drzwi mych, by nie weszło słońce,