Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/132

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
128
KORNEL MAKUSZYŃSKI

Bóg oślepł!
Kto usłyszał i nie padł, niech głowę
Zakryje chustą białą i niech czeka śmierci.
Przez świat pójdą płomienie
Jak głodne lwy płowe,
Przez archanielskie precz pędzone rózgi,
Płomień się wedrze i jak żmija wwierci
W pół oszalałe, przerażone mózgi,
I świat się stanie cały obłąkany,
Wszystkie się groby na ziemi otworzą,
Jak zabliźnione i cuchnące rany
I wszyscy pójdą śmierć oglądać bożą.

Jakże straszliwie gdzieś w zapadłej wieży
Dzwon jakiś sercem o krawędzie tłucze!
Krew mu się leje z serca, gdy uderzy...
Z załomów muru czarne stada krucze
Z wrzaskiem wyległy na świat, co się pali.
A ktoś o brzegi dzwonu
Sercem wciąż wali i wali...
Z jakąż tęsknotą, ten, który tam dzwoni
Bożego musi oczekiwać skonu,
Że dzwonu swego krew tak strasznie trwoni,
Byle wyrzucić z ust, z krwią płuc swych razem,
Że oślepł Bóg!
Jęk dzwonu wali głazem
W piersi, z których uleciał dech, ptak przerażony,