Page:Makuszyński - Połów gwiazd.djvu/127

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
123
POZA DOSTOJNA

I nikt was w sideł sznury nie omota;
Piastowe posły siądą między wami,
I mówić będą, że Piast był bez zbroi...
Lecz bądźcie dobrzy, ukochani moi!

Aż dzień nadejdzie taki, że w posągu
Prawdę ustawim, z wieścią w nim rzezaną,
Że kary będą straszne, z Pięcioksiągu,
Za grzech przeczuty, zbrodnię pomyślaną.
Dymy jak białe ptaki na wylągu,
Cicho pod złotą będą latać ścianą,
Z złotego płynąc gniazda, z trybularzy,
Do świętych nie śmiąc wylecieć ołtarzy.

Którzy jesteście dobrzy! Sen wam prawię,
Z snów najpiękniejszy, z pod zapadłych skroni,
Widmo gdzieś z wichrem niesione w kurzawie,
Powieść z śmiertelnej za duszą pogoni,
I wieść o błędnej, zaginionej nawie.
Gdzieś ktoś daleko jak na pożar dzwoni,
Serca gdzieś tłuką, myśl ktoś bardzo znoi...
— Bądźcie szczęśliwi, ukochani moi...