Page:Lechoń Rzeczpospolita Babińska.djvu/16

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

U Natansonów rwetes dziś od rana,
Kazali wołać z hotelu Germana,
Pięciu się braci zebrało na radę,
Kaźmierz ich pyta: „W czemże ja pojadę?“

Obejrzał German szaty rozrzucone,
Jak w „noc gwiaździstą“, popatrzał na żonę,
I w głowę biedak poskrobał się łapą:
„Cóż mamy robić? Kładź tużurek, papo!“

Zaś pan Dziewulski, choć ekonomista,
By się pokazać, z okazji korzysta,
Brylanty na nim lśnią na wszystkie strony,
Tak się to w Polsce kocha — za miljony.

Pan Niemojowski jeszcze coś się waży,
W białym kontuszu wielce mu do twarzy,
W białym kontuszu więcej człowiek wskóra,
Niźli w czerwonym — dziad Bonawentura.

Także xiądz prałat już przyjechał z Łodzi,
Ogromnym krokiem po pokoju chodzi,
Xiądz arcybiskup mu privat’nie każe,
By nowym bogom budował ołtarze.


— 14 —