Page:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/79

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.



ON JEST NIEWYPŁACALNY.

Poeta w pysznie skrojonym tużurku wrócił do domu potwornie zły. Gryzł w zębach niedopałek papierosa, mrużył oczy, ręce wsadził w kieszenie; wyglądał jak subjekt z bławatnego sklepu.

Chuda, angielska miss Śmierć zaledwie spojrzała; siedziała na dywanie, smętna.

— Bon soir, o najmilszy.

Poeta wydął usta z nieskończoną pogardą.

— Co cię ugryzło? Wedekind powiada, że najlepszem lekarstwem na pluskwy jest Nietzsche.

Poeta począł cedzić przez zęby, rozparłszy się w fotelu.

— Albo się moja droga udaje miss, albo się przyjmuje posadę w pralni.

— Oh, la! la!...

— A tak...

— Czy już?

— Już.

Poeta założył nogę na nogę, wprawiając jedną w nerwowy ruch.

— Proszę to sobie łaskawie zapamiętać.

Miss Śmierć zgięła się w tej chwili w kabłąk i zaśmiała się cicho.

Poeta machnął z rezygnacją ręką.

— Miss!

— Czego?

— Był tu kto?

— Był. Kwiaty ci przynieśli.

— Ta z fałszywemi brylantami?