— 16 —
Moście sę tymczasem głębok skrełe w swe kożuche.
Boc to znane, jacie żede są zazweczoj zuche.
A tu w lese przeraźliwie czorne wrzeszczą krucie,
A od wiatru szumnią dębe i stękają bucie!
Ciejsme z łasa sę nareszce w pole wedostale,
Tej żedzeska so z redosce piesnią zaspiewale:
— Gajdę dromtes! drydre, drala! — jak żedowści taniec.
Ale jo żem wjedno szeptoł pocerz i różaniec;
Bo uwożoł żem so w głowie: — Czarce jech tam wiedzą,
Może chaje co tam bluznią, abo z wiarę szedzą.
I wzerołem wjedno przed sę na gore wesocie,
Chtorne tam sę rzędem wznoszą prawie pod obłocie.
Za górami, ponad strugą, widać pałac z wieżą,
A do koła piękne łącie i ogrode leżą.
Ale droga jakoś wolno nama szła bez gore,
Wszęde same le kamninie, porowe i dure.
Konie wnet sę srodze zgrzałe, bom mnioł dychtych forę,
A wej żede nie chcą złazec, choc jidze pod gorę;
Ale skorno z gore nadoł sanie sę ślizgają,
To żedzeska sę ze strachu pułkoszkow trzymają,
Zaczynają wnet ze sani nadoł zeskakiwac,
A jo muszę coroz dlą niech konie zatrzymywac.
Jaż sę wreszce mnie sprzykrzeło tak sę z nimi włoczec
— Muszę — rzekem — waju kąseczk rozumu nauczec! —
Więc ciej znowu szkapska w gorę cygną z cały sełe,
Proszę żedow, be z pułkoszkow wszeście pozłazełe. —