Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/23

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
— 5 —

A reboce Czorlińsciego za piecciem sę grzele.
Stary gormnistrz i reboce przykrzą sę kobjece,
Że tak długo muszą czekac na ne nowe sece.
Tak ji wjedno dokuczają, że ją boli głowa,
Jaż roz ona sę odetnie i w te rzecze słowa:
— Cze wos szwernut! Coż meslita! Cze to moja wina,
Że on tłucze sę po swiece? Coż chceta u klina?!
Jo sę sama na to gorzę, że tak długo mudzy
I gwes więcy sę kłopocę, niżele we drudzy. —
Na to gormnistrz ji po cechu godnie odpowiedzoł:
— Ale gdzyżbe, moja pani, pąn tak długo sedzoł?
Może bjedok zachorowoł, może umorz w drodze,
Bo to tero ostro zema, mroz wej parzy srodze.
Mniołże abe płoszcz ze sobą, grube nogawice,
Mnioł kapuzę kożuchową, cepłe rękawice?
Cze mnioł dobre, dłudzie skorznie, wełniane szkarpete?
Bo to czasem mało dbadzą o chłopow kobjete! —
— Le o niego sę nie bujta, on nie zachorowoł,
Ni też umorz — rzecze pani — jego Bog zachowoł.
Beł on dobrze obleczony od stope do głowe,
Bjede cierpiec nie brukuje, o tym nie ma mowe.
Mnioł ze sobą w dwuch kobjelach wędzone moryncie
Mnioł ciełbase, gęse połcie i trze grube szyncie,
Wczora, wieta co wąm powiem, przesmnieł mnie sę we śnie,
Że o niego nie mąm płakać, że go złe nie weznie.
Wiem jo dobrze, że nie umórz, ani umar z głodu,
Boc je wszelci niewegode zweczajny od młodu.
On to wieta z Helanami jesz sę gdze targuje,
Bo ju w hęńdlu mest je twardy, tanio rod kupuje —