Page:Jarosz Derdowski - O Panu Czorlińscim co do Pucka po sece jachoł.djvu/120

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.

— 102 —

Więc ju dzyso w dalszą drogę nie chcele sę kusec,
Le ostale w karczmnie na noc a o rennym swice
Dali w podroż sę puscele bez las i chojnice.
Wreszce sąsod ju przejachoł z panią do Krokawe,
Gdze komnine sę ruchałe od weselny wrzawe.
Pani w sercu sę redując rzekła do sąsada,
Be zajachoł przed nę checzę, gdze no je bjesada.
Ciej woz stanąn zlazła chutko, do domu wstąpieła
I gdze grale muzekańce, mocno sę tłoczeła.
Wszęde drogę ji robjele zaproszeni gosce,
Bo meslele, że chce tuńce widzec z cekawosce.
Tej — o Jezu! — widzy bjałka pąna Czorlińsciego,
Jak tańcuje z kobjetami tuńca kaszubsciego.
Nie wiedzała, jak ji beło, gorzy sę i ceszy,
Ale jednak go powitać zaro jesz nie spieszy.
Le od dwierzy sę przeglądo przemrużając ocze,
Jak on mniedze kobjetami krący sę i skocze.
W jizbie beło wiele stołkow postawionech w redzie
Jeden kawał od drudziego, jak ciej gęste sztedzie.
Mniedze tymi sę goniele skokający w tuńcu
Zawde nazod sę cofając, ciej ju bele w kuńcu.
Wjedno bjedziem węgorzowym weprowiale skocie,
Bele, bjałcie jak mężczezne, ujęcy pod bocie,
Czasem bjałka, chcąc uceknąc temu, co ją goni,
Mnijo w bok, a on tu z przodku przeskakuje do ni.
Tej oboje sobie w ocze chwilkę spoglądają,
Potym kożde w jinszą stronę zręcznie wekrącają.
Szlachcec prawie gonieł w tuńcu z głową najeżoną
Za swą druchną, organistę ze Żernowca żoną.