Page:Jan Lechon - Karmazynowy poemat.djvu/17

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
POLONEZ ARTYLERYJSKI.

— To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali.
— — — — — — — — — — — — — — —
Siew pada w ziemię szrapnelami,
I dym i grom i burza z nami,
Piekielny deszcz ze stali.

Na firmamencie chmury chmurzą
Brunatne z armat dymy.
Raz po raz ziemia jęknie burzą,
Ślepia się dziko armat mrużą,
Przy których my stoimy.

Od ognia czarni, dymem syci
I wiecznie czuwający.
Armaty — grom i ból i wici,
Baterja ryknie w głos, gdy chwyci
Wasz szept zmartwychwstający.

Miarowo dudni, zcicha, zcicha,
Bez przerwy, bez ustania!
Na miły Bóg!! — Czy ziemia wzdycha?
— — — — — — — — — — — — — — —
To artylerja nasza licha
Dziś puka od świtania...

13