Page:Hrabia Emil.djvu/74

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

odczytał go całego, do dna. Z gardłem ściśniętem, z oczyma płonącemi od tajemnych łez, natężał do ostatnich granic uwagę, wzmagał baczność, aby odgadnąć swój los.

Lord Villoughby był to człowiek niewielki, suchy, już siwy, z twarzą szczupłą i czerwoną, z szaremi oczami i zbyt długą szczęką, człowiek mocny, pewny siebie, ambitny, człowiek mogący być kochany. Nie kolekcjonował nic, nie miał stajni ani psów, grał bez chęci szczególnej. Nie miał namiętności poza ambicją. Przywykł do władzy, do wpływu wywieranego — to było w tonie jego niepodniesionego głosu, w zwięzłości powiedzeń. Emil już wiedział, że jedyną słabością jego była Diana. Ta kobieta była niezbędna, aby on mógł być silny.

Nazajutrz Emil zobaczył ich — razem. Wymienienie z niemi ukłonu wydało mu się czemś poniżającem, czemś przeciwnem naturze.

Pozatem cała sprawa była niejasna towarzysko. Villoughby zdawał się nie wiedzieć, lub może nie chcieć wiedzieć, że Emil jest znajomym jego żony. Diana poprostu mogła była nie powiedzieć mu o tem — nie aby zataić, ale że wogóle nic prawie nie mówiła.

Tym razem Emil szedł w towarzystwie matki i Anieli, miał więc ułatwione zadanie. Przerywając jednak swe wizyty, nie podchodząc przy spotkaniu, nie mówiąc doń o żonie, biernym sposobem popełniał przecież niedyskrecję. Ale nie mógł inaczej.

— To jest piękna kobieta, — powiedziała Aniela, gdy ich minęli.

Emil uczuł dla niej tkliwość, wdzięczność niewymowną. Odpowiedział: — tak, istotnie jest ładna — i za-

72