Page:Hrabia Emil.djvu/7

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.



I.

 

Front pałacu w Kluwieńcach robił zupełnie pogodne wrażenie. Przed gankiem, podpartym sześcioma masywnemi kolumnami, leżał gazon tak rozległy, że można było po drodze okólnej urządzać prawdziwe wyścigi. Śliczna, nizka trawa najmiększej barwy malachitowej leżała, jak plusz, na jego łagodnem wzniesieniu, zrzadka wysadzana okrągłemi klombami kolorowych kwiatów. Wiosną w obręczach z żółtych hjacyntów leżały oprawione, jak ametysty w pierścieniach, hjacynty jasno-fjołkowe. Latem pośrodku gazonu nizkie begonje koloru mięsa tworzyły dywan, z którego buchały w górę pyszne, zdaleka widne, płomienne kwiaty pacioreczników.

Grupy drzew starych, rozmieszczone poza gazonem, i szeroka z głębi parku aleja pogłębiały perspektywę wjazdu. Bokami podchodziły wiązy, topole nadwiślańskie i klony. Z tych jeden, we wszystkiem do innych podobny, ten się odznaczał, że co roku pierwszy na jesieni okrywał się fjoletem, czerwienią i złotem, gdy inne długo jeszcze były zielone.

W rozległej, jasnej sieni, wśród kilimów, mat plecionych i roślin, stały trzcinowe fotele i stoliki. Przy

5