Page:Hrabia Emil.djvu/55

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

myślnej kobiecie tak poprawnie i obojętnie, jakby to nie z nim zdradzała melancholijnego Jakóba.

Nagle Emil zrozumiał i pobladł. W stronie, ku której szli, zobaczył stojącą pośród alei . Stała z panią Ephraïm, z którą jakby się tylko co spotkały.

— Niech pan przedstawi mię swojej matce, rzekł Emil spiesznie, aby już nie módz się cofnąć.

Ephraïm uczynił to bez szczególnej skwapliwości. Emil ukłonił się nisko obu kobietom. Z każdą mówił przez chwilę i pozwolił sobie odprowadzić je do wrót parku. Poczem usiadł na ławce nad morzem i tonął w smutku.

Wiedział teraz, że nazywała się lady Villoughby, Diana. Słyszał, że miała ładny, nisko dźwięczący głos. Nie uśmiechnęła się wcale przez cały czas rozmowy. Była tak samo poważna, jak w wagonie.

Co było w tem smutnego, iż zaczęło się szczęście, nie mógł pojąć. Tak, nie niemożność szczęścia nawet tkwiła w nim, ale obawa, chroniczna obawa szczęścia. Instynkt, ostrzegający, że niemożliwe ono jest bez cierpienia. Jakże wyśmiewałaby go Ada, gdyby odgadła.

Dźwignął się i poszedł do willi pani Jahniatyńskiej. Powiedział Adzie, ze zamówił Ephraïma na dzień następny. Miał zresztą wstręt do siebie, że to zrobił.

Ada była uradowana i pozwoliła mu w nagrodę pocałować się w usta. Przyjął tę łaskę tylko przez dobre wychowanie.

Zeszedł do ogródka, gdzie siedziała Aniela ze swojemi dziewczynkami. Istniały jakby umyślnie poto, żeby ją zdobić. Widział z przyjemnością, jaka była w stosunku do nich łagodna i pełna wdzięku. Wyróżniała szczególniej najstarszą, której matka była kuzynką Emila.

53