Page:Hrabia Emil.djvu/216

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

Z szosy poprzez drzewa widział swe pola już prawie zebrane. Smugi lasów obejmowały zewsząd linję widnokręgu. Nie myślał, czy powróci. Ach, wcale nie to, nie to było teraz ważne.

Przy odwrocie Rosjan Kluwieńce nie ucierpiały nic prawie. Tylko w Wierzchowiskach spalili dwa budynki. Emil nie pojechał nawet obejrzeć szkody. — Widziane dalej w drodze dziwaczne, niezrozumiałe obrazy zniszczenia też niedostatecznie go obeszły. Myślał o jednem tylko, o przybyciu.

Wziął z sobą służącego, dwudziestoletniego strzelczyka, Józefa, który jechał ciekawie za nim na siwym arabie. Chłopca zamierzał odesłać później do domu, a konia sobie zostawić.

Po drodze nie doświadczył przygód. Papier, wydany mu przez wojskowych, usuwał wszelkie trudności. Raz nocował w zajeździe i raz w hotelu.

Wiedział, że wojsko posuwa się teraz wciąż naprzód — w pościgu za ustępującymi. Kawalerja, ku której zdążał, szła w awangardzie. Dogonił ją na trzeci dzień, nad wieczorem. Właśnie się wypogodziło po krótkiej, ciepłej ulewie. Słońce schodziło na zachód, barwiąc małe chmury wczesnym różem i fjoletem. Barwy świata były wyraźne i czyste, niebo i ziemia umyte rzęsistą wodą.

Wciąż spotykał nieznajomych żołnierzy. Wskazali mu wioskę uroczą, skrytą w cienistych sadach, w podłużnej dolinie między pochyłościami wzgórzy, pokreślonych polami w wyraźną szachownicę. Cała dolina była nakryta jasnem, bledniejącem pod wieczór niebem, jak wiekiem ze szkła.

Tu ich było pełno. Z niecierpliwością szukał zna-

214