Page:Hrabia Emil.djvu/208

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

— Tu właśnie biegała — śliczna, niedobra, dzika. Tędy, tą drogą, zjeżdżała na dół na swojej tłustej kucce, dereszowatej, z oczami prawie niebieskiemi, jak ze szkła. Tu śmiała się ze mnie i poniewierała mną, wiedząc, jak ją kocham. A teraz już nie żyje.

Nina przechyliła głowę, popatrzyła na niego, nic nie mówiąc. I Emil zamilkł, rozumiejąc, że dla niej przecież to wszystko nie może mieć wcale znaczenia.

Ale w tej chwili uczuł z niepokojem, że tamta, Joanna, była pierwsza, a Nina — jest druga. Że to są te dwie najważniejsze, zamykające życie jego jedną klamrą.

To dziwne przeświadczenie nawiedziło go nagle, przez nic dawniej nie przygotowane, przeszło ponad nim, jak długa, żałobna smuga — w ten właśnie dzień wiosenny.

— Nino! Nino! — zawołała niespokojnym głosem pani Bietowska. — My już wracamy.

Emil szedł zwolna za odchodzącą od niego teraz, prawie biegnącą dziewczyną. — Nie chcę tego, — pomyślał.

A jednak wracało to pierwsze, dziwaczne wrażenie. Doznawał go, jako najgłębszego, rozdzierającego smutku. Doznawał go — jako złego przeczucia.

 

XXXVI.

 

Wkrótce przyjechała też z Warszawy stryjenka Róża, wdwójnasób smutna z powodu świeżego rozstania z Dickiem. Przyzwyczajona do wiejskiego życia, nie mogła już dłużej wytrzymać w mieście i na pozostałe miesiące szkolne zawierzyła całkowicie swego syna opiece pana Skowiatyńskiego.

206