Page:Hrabia Emil.djvu/206

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

— Wykłady?

— Bo teraz korzystają z zamętu i urządzają różne kursy dla robotników, dla szwaczek. Tak samo, jak podczas rewolucyi. Na razie nikt nie zwraca na to uwagi, policja nawet się nie dowiaduje.

Emil pomyślał, że Polacy właśnie uczą się zawsze najwięcej wtedy, gdy zdawałoby się najmniej po temu pora.

— O, tu stoją — rzekła Nina.

Podeszli do starszych kobiet, na zalany słońcem dziedziniec przed kurnikami. Piękne okazy kur, nic nie wiedząc o rasie swej i wartości, najzwyczajniej dziobały ziarno. Mająca je w swej pieczy baba demonstrowała karmienie umiejętne wylęgłych niedawno, puchatych kurcząt, które wchodziły jeść przez ciasne szczeble do specjalnej budki, gdzie większy drób nie mógł się dostać i przeszkadzać im w jedzeniu. Kwoka houdańska z olbrzymim czubem patrzyła na to trochę niespokojna, ale bezradna. I tylko gruchała od czasu do czasu swym macierzyńskim, szczególnym sposobem.

— A teraz pójdziemy do obór, — rzekła matka Emila.

Emil i Nina znów poszli z tyłu. Pani Bietowska, zawsze czarno ubrana, miała włosy siwe zupełnie, jasno świecące do słońca. Idąca obok hrabina, szczupła i wyższa, cieszyła się natomiast pierwotną, kasztanową barwą warkoczy, uzyskaną dzięki doskonałym specyfikom Marquis’a. Pan Czabarowski bowiem nie miał żadnych w tym kierunku uprzedzeń.

Emil pomyślał to — i nie wiedzial, co mianowicie miałby temu do zarzucenia. Ale poszedł z Niną nieco dalej, w stronę stojącego poza dziedzińcem kluwienie-

204