Page:Hrabia Emil.djvu/193

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

niesmaku po wygłoszeniu tych prawd. Nie czuje nietylko niesmaku, ale i zadowolenia, że się wypowiedział. Niema w nim już nic o tej chwili, prócz myśli o czekającej go pracy, którą wypełni sumiennie, z całem poczuciem obowiązku.

— Ten dojdzie — myślał zawistnie Emil. — Ten zwycięży.

 

XXXIV.

 

Wszedł do domu. Przez korytarz przemykała się szybko Nina. Ujrzawszy go, stanęła w niepewności, jakby nie wiedząc, gdzie ma uciec. Jej biały fartuch był brudny i powalany krwią.

Stała tak chwilę i patrzyła. Wydawało się, że wysiłkiem powstrzymuje bicie swego serca i ciemne płomienie oczów.

— Co się pani stało? — zapytał Emil zdziwiony.

Jeszcze usiłowała się uśmiechnąć swym trudnym uśmiechem.

— Ja nie powinnam płakać — powiedziała, zamykając oczy. — Jakże ja mogę płakać, — powtórzyła ze szlochaniem. I odwróciła się, zakrywając łokciem czoło.

— Czy panią spotkała jaka przykrość?

— Nie, nie, — broniła się, odchodząc o parę kroków dalej. — Dziś było trzech i wszyscy po kolei umarli.

Prosił, aby się tem nie przejmowała. Na razie chciał zaprowadzić ją do najbliższego salonu, ale na nowo posłyszał stamtąd muzykę.

— Ja wiem, to jest najpiękniejsza śmierć, — mówiła we łzach. — Ich nie trzeba żałować, przecież umarli za ojczyznę. Ale ten mały, ten ostatni — tak się męczył.

191