Page:Hrabia Emil.djvu/189

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been validated.

aby w tym tu domu, w krzywdzie, w nędzy, w cierpieniu tarzali się i wyli po tych tapczanach — Polacy. By te przekleństwa, te dziwne powiedzenia, te straszliwe, jedyne słowa mąk — były polskie.

U wrót parku ujrzał Emil Dicka z guwernerem. Ci już od śniadania zdążyli zrobić duży spacer szosą. Emil szedł ku nim, przezwyciężając odruch niechęci.

Dick, duży, tęgi, o lnianych włosach, różowych rumieńcach i szerokim uśmiechu, był uosobieniem zdrowia. Grube łydki ukryte miał w pończochach, uda w krótkich majtkach sportowych. Był silny, zdolny, inteligentny i cnotliwy.

Lubił konie i psy, polował racjonalnie, bez namiętności i bez przymusu. Lubił wszystkie sporty bez predylekcji szczególnych. Dla kobiet był grzeczny zupełnie jednakowo, bez uwagi na sferę i wiek. Nie miał ani jednej dotąd niewłaściwej przygody, wzorowo przechodził przez szkoły, zyskując pochwały przełożonych. Jego pogląd na życie był już wyrobiony, pozytywny, praktyczny i pod każdym względem lojalny. Zamierzał być dobrym obywatelem i dobrym Polakiem, nie mieszając do tych ambicji ani cienia jakiegoś romantyzmu. Podobnie, jak jego matka, był pacyfistą i wojnę uznawał za dziki pomysł paru dyplomatów.

Emil nie znosił kuzyna, taił to przecież starannie. Często nawet potakiwał stryjence Róży, gdy mówiąc o synu, nie umiała wrost znaleźć słów na wydanie wszystkich zalet jego i wartości. Często też towarzyszył Dickowi w jego zabawach i wycieczkach, aby się właśnie pognębić i przezwyciężyć. Sam znowu niechętny sobie i do głębi nierad z tego, jaki jest — myślał jednak

prawie z przerażeniem, że mógłby stać się takim, jak

187