Page:Hanns Heinz Ewers - Żydzi z Jêb.pdf/65

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.

Zrozumiesz to, Jehielu! Jednak spełnimy ustawę: świątynia nasza w Jeb w niczem ustępować nie będzie jerozolimskiej. Powiesz mi wszystko, bracie, ja sam spiszę to na nowych zwojach papyrusowych. Jutro w ciągu dnia! — Lecz teraz chodź, lud niecierpliwi się. Czekali pięć lat na położenie kamienia węgielnego dla nowej świątyni — nie daj im czekać dłużej jeszcze.“

Obrócił się, by odejść, uchwycił rękę Jehiela. Lecz ten uwolnił się, rzekł szybko: „Nie mogę iść z tobą, Jedonjo!“

Stary przeląkł się. „Co ci jest? Czy czujesz się chorym? Czy podróż — “

„Nie! Nie!“, zawołał człowiek z Jerozolimy. „Nie mogę iść z tobą, bo — bo — “ Szukał słów, podniósł ręce, spuścił je znowu. „Słuchaj mnie, stary“, ciągnął dalej. „Arcykapłan i Rada Jerozolimy zabraniają wam, odbudować świątynię waszą!“ Odetchnął, jakby zbawiony — nareszcie wypowiedział, co mu było polecone.

Stary chwycił się za głowę. Zachwiał się, zatoczył, oparł się o brzeg dachu, by nie upaść.

„Co?“, wybełkotał. „Coś ty powiedział?“

Jehiel nie odpowiadał. Milczenie — z dołu słyszano głos, dochodzący z placu świątyni. Ktoś tam