Jump to content

Page:Dusze z papieru t.2.djvu/222

From Wikisource
This page has been proofread.
218
 
 

owego gospodarza z Kany galilejskiej, który podłe wina na koniec chował. W czasach posuchy i jałowości robi się już z trzech dowcipów farsę a z jednej sceny komedyę, trudno przeto odrazu wygrywać atuty. Dlatego też »Jej Ekscelencya«, niewiasta wielce sprytna »igra« sobie przez trzy akty, tak tylko, pour passer le temps, do godziny dziewiątej, bo nie wypada, aby się sztuka kończyła przed dziesiątą; potem gra już wielce forsownie i wszyscy są zadowoleni. Nie było żadnych nadzwyczajności — no tak, ale ostatnia scena... Wszystko to już było — no tak... ale ta »ostatnia« scena. »Melodramat z psychologią« — no tak, ale przecież ta ostatnia scena...

Można być oberwańcem, ale trzeba mieć piękny krawat, bo często krawat ocali opinię, tem więcej, jeśli sympatye są gotowe w powietrzu.

A sztuka ta miała wśród publiczności dziwną sympatyę; smutne opowieści o jej młodziutkiej autorce zrobiły swoje. Jednakże i bez tych opowieści możnaby mieć sympatyę do tej sztuki, przez pół naiwnej, przez pół zręcznej, przez pół naciągniętej i szczerej przez pół. Naiwne rozważanie wielkich spraw, pensyonarskie, pełne szczerego entuzyazmu odnoszenie się do krwawych tragedyi, ma swój nieszkodliwy urok; a zaraz potem zastanawia zręczne operowanie czemś takiem, co jest zdaleka, przez lupę podobne do psychologicznych zagadnień, a co w rze-