Page:Dusze z papieru t.2.djvu/118

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
114
 


Na wstępie pyta jedna jakąś księżną dobrodusznie o zdrowie męża.

— Droga księżno, jakże zdrowie męża? Czy zawsze tak słaby na umyśle, jak dawniej? No, tego się można było zresztą spodziewać. Dobry jego ojciec był zupełnie taki sam. Rasy nic nie przemoże...

Pośród takich dobrodusznych, serdecznych ludzi rozgrywa się »naiwna« komedya, jakby ją reżyserował Sardou albo Scribe. Operetkowa historya jest następująca.

Podsekretarz stanu w ministerstwie spraw zewnętrznych, dziś idealny mąż, zrobił kiedyś małe świństwo, z którego teraz ma wielki majątek; sprzedał gabinetową tajemnicę a do kupca napisał beznadziejny list, który teraz ma w rękach straszna niewiasta, dyplomata w spódnicy, pani Cheveley. Zacna ta dusza przychodzi na raut do »idealnego męża«; powiada mu poprostu, że jeśli jutro nie wygłosi w Izbie mowy za projektem kanału, na czem ona może zarobić, opublikuje list i zrobi skandal. Amfiteatr zadrżał... To straszne! Gdzie jest Sherlock Holmes?! Ten list musi »idealny mąż« za wszelką cenę otrzymać z powrotem. To nic bowiem, że go dyabli wezmą, ale żona, żona, która postawiła go na piedestale i uważa za ideał męża, co ta kobieta sobie o nim pomyśli! Kurtyna spada beznadziejnie, smętna i zrezygnowana.