Page:Dusze z papieru t.1.djvu/37

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has been proofread.
33
 
 

bowiem z miną tak niewinną, tak bez irytacyi, z takim humorem rozbrajającym i — z takim wielkim talentem, i z takim zapasem kultury, że mu pozwolić się musi na wszystko.

Szlachetny jego humor ma jednakże — do melancholii skłonność; to już jest tragedya ludzi bardzo dowcipnych, że gdzieś w zakątku serca żywią tę »nimfę, z Polski rodem...« Niech Bóg broni, aby Perzyński »śmiał się przez łzy«, jak byle pajac to dziś robi od czasów spopularyzowania opery Leoncavalla; ten pisarz wytworny nie znosi szablonowego bzdurstwa. Lecz na cichej, dobrej melancholii można go przychwytać, jak na gorącym uczynku, bo ją skrzętnie ukrywa w roześmianym, żywym, skrzącym się dyalogu, chowa za kulisy i pod maski swoich aktorów.

Ale śmiejmy się!

Scena jest pełna śmiechu, rozigrana tym niefrasobliwym humorem człowieka, który tyle widział biedy, że go już i bieda o śmiech przyprawia, tyle widział przygnębień, że kpi nawet z rozpaczy, tyle widział szarzyzny ludzkiej, że się nawet pogodnemu dniowi życia w twarz haniebnie roześmieje. Śmiejmy się nawet z tego, że jakaś lekkomyślna siostra płacze, i z tego, że jakiś kochanek Aszantki w łeb sobie poszedł strzelić i z tego, że Franio, szczęśliwy Franio,