terackich grajzlerniach i których małpować nie można, poznaje się bowiem zbyt łatwo lokaja, przebranego w kostyum wielkopański. Kostyumy takie wypożycza się zazwyczaj w rekwizytorniach teatrów francuskich, gdzie, jak wiadomo, są najlepsi krawcy i gdzie pisarski spryt i dobrze zaprasowane spodnie, udają z powodzeniem artystyczną kulturę.
Rittner posiada ją, niefałszowaną, w całej pełni i ona jest marką ochronną wszystkich jego sztuk, wszystkich jego nowel i mnóstwa fejletonowych cacek. Z niej, w linii prostej, wywodzi się pełen szlachetnej godności jego spokój w tworzeniu. Nie zawsze bowiem rozczochranie jest talentem, a rozhukanie genialnością, a takie pomyłki często się zdarzają na polskim teatrze. Nic zresztą łatwiejszego nad fałszowanie entuzyazmów i »pasyi«.
Rittner pisze z nadzwyczajnym spokojem; mówi powoli, lecz pięknie, nie opuszcza go nigdy pamięć o zachowaniu form szlachetnych, bo prostych; stąd, przy czytaniu rzeczy Rittnera, czuje się dla nich nietylko szczerą przyjaźń, lecz równocześnie szacunek, w każdym wypadku, czy nas ujęły, czy nie; uczci się w nich dorobek duchowy, niesfałszowany niczem, artykuł nie podrobiony, rzecz nie napraszającą się łask publicznych przez koncesye na rzecz szerokich gustów.