Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/230

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
This page has not been proofread.
218
CHIMERA
 

Hyblo! pól twych aromaty
Wszystkie zsyp pod tron tu wkrąg!
Rozpęknięte pąki — kwiaty —
Wszystkie krasy z Enny łąk.
Pod ten tron tu roztoczony
Siędą dzikie dziewy gór,
Gęstw dryady, dziwożony.
Nimf, rusałek śpiewny chór, — —
Wenus zwoła je z okoła
W czar Amora złotych piór;
Lecz rozkaże: w żadnym wzglądzie
Nic nic słuchać z jego rad!
Kto nie kochał — kochać będzie,
A kto kochał — pójdzie, w ślad — —

Jutro kwiaty się rozplemią
Z pod radosnej Krasy stóp, —
Jutro Eter, który z Ziemią
Zawarł pierwszy wieczny ślub.
By przez rzęsne dżdżów strumienie
Płodzić wiosnę. — z gór swych chmur
Strugi ulew żywczych zżenie — —
A w jej łonie — z jego wód,
Z gleby wszczęty, w niebo wzięty,
Wstanie dziwny życia cud.
Boć to Wenus rodzicielka
Przez potężny ducha szal
W sił tych mrokach rządzi — wielka,
Wenus, pani dusz i ciał!
Ona-ż niebem — ona-ż lądem,
Ona-ż mroczną tonią mórz,
Jednym nieprzerwanym prądem,
Płodem ciał, zaczątkiem dusz,
Przenikając — każe wszędzie.