Jump to content

Page:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/211

From Wikisource
This page has not been proofread.
PO DRODZE 199

Opuszczasz tajnie cokół w pałacu piękności.
Gdzie cię w posągów białych ustawiono rzędzie.
I schodzisz między ludzi, jak we śnie, w obłędzie?
Co nocy schodzisz w miasto? Ty, któraś posągiem?
Miłość niesiesz, a bierzesz obelgę z urągiem
W zapłacie? Jakie dziwne twoich szat gałganki!
Musisz się kryć? Więc padł ci srogi los wygnanki?
Kędyż są stare bogi piękne tak pogodnie?
Czy Olimp w gruzy runął? Mów, przez czyje zbrodnie!
Ach, ból ciemny zasępił blask twojej źrenicy!
Jesteś, mówisz, boginią zaułku, ulicy?
Zapadłoż w zapomnienie Twoje boskie miano?
Mów, jak zwą ciebie dzisiaj? Grzechem! Kurtyzaną!
O, bóstwo poniżone, pohańbione w prochu!
Jakże się na cię śmiały wznieść dłonie motłochu!
Czyś nie jest piękna nawet w swej boleści bladej?
Nie sąż upojne piersi twe jak Winogrady?
Czyż smukłe twoje biodra, kolana i uda
Straciły swą pieściwą krągłość? Czyli cuda
Objęć twych nie są słodsze nad sen w polu w żniwa?
Nie jest-że jak sad duszny twoich włosów grzywa.
W której barwach zaklęte lśnią wszystkie jesienie?
Nie sąż już ust twych miody jako zapomnienie?
Czyż nad skarby w pieczarach nie nęci twe łoże?
Nie lśni-że morze w oczach twych, zielone morze?
O, pójdź, ja który umiem czcić bóstwa strącone,
Na skroń ci miłość moją włożę, jak koronę;
Wrócę ci czystość dumną; ogni swych tęsknotą
Przepalę serce twoje na najszczersze złoto;
Obmyję ciało twoje w słonej morskiej wodzie;
Owinę kwieciem nagą twą pierś, jak o łodzie
Stroją, którzy żyć pięknie bogom poprzysięgli;
Urny rozstawię pełne rozżarzonych węgli
I nasypię w nie mirry, drogiego kadzidła.