Mały/Część pierwsza/X

From Wikisource
Jump to navigation Jump to search
<<< Dane tekstu >>>
Autor Alphonse Daudet
Tytuł Mały
Wydawca Wydawnictwo „Bibljoteki Groszowej”
Data wydania 1926
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Górska
Tytuł oryginalny Le Petit Chose
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron

[ 105 ]

X.
Złe dni

 Nadeszła zima, sucha, sroga, ciemna, jedna z takich, jakie w tej górskiej okolicy bywają. Dziedziniec smutne robił wrażenie, drzewa ogołocone z liści, zle[ 106 ]mia przemarznięta na kamień. Wstawało się pociemku, w miednicach — lód... Uczniowie ubierali się niechętnie, powoli, dzwonek musiał po kilkakroć wzywać na modlitwę: — „Prędzej, prędzej, panowie!“ — wołają wychowawcy, przechadzając się wzdłuż i wszerz sypialni, aby się rozgrzać... Formują się szeregi w milczeniu, byle jak, i spuszczamy się po szerokich, słabo oświetlonych schodach, po długich korytarzach, w których hula zabójczy wicher zimowy.
 Ciężka to była zima dla Małego!
 Przestałem zupełnie pracować. W klasach sztuczne ciepło pieca usypiało mnie. W czasie lekcyj, uciekając od mojej zimnej stancyjki, biegłem się rozgrzać do Barbette’a i przesiadywałem tam, ile się tylko dało. Tam to Roger udzielał mi lekcyj; zimno wygnało nas z sali gimnastycznej; fechtowaliśmy się wciąż w kawiarni, kijami bilardowemi, zapijając poncz. Podoficerowie oceniali cięcia. Wszystkie te zacne serca dopuściły mnie już ostatecznie do konfidencji i codziennie którykolwiek z nich pokazywał mi jakąś niezawodną sztukę, dzięki której miałem uśmiercić markiza Boucoyran. Nauczyli mnie też jak przyrządzać absynt, a gdy grali w bilard, ja im znaczyłem punkty.
 Ciężka zima dla Małego!
 Pewnego ranka owej smutnej zimy, w chwili, gdy wchodziłem do Barbette’a — dotąd mam jeszcze w uszach stuk kul bilardowych i sapanie piecyka — Roger spiesznie podszedł do mnie: — „Dwa słowa, panie Danielu!“ — i z tajemniczą miną wciągnął mnie do dalszych pokojów.
[ 107 ] Zwierzenia miłosne... Możecie sobie wyobrazić, jak byłem dumny, słuchając zwierzeń człowieka tego wzrostu! Podnosiło mnie to we własnych oczach.
 Oto jak się rzecz miała. Ten frant spotkał na mieście, w pewnem miejscu, którego nie mógł mi wymienić, pewną osobę... i zakochał się w niej bez pamięci. Osoba ta należała do tak wysokich kół towarzyskich, hm, hm! — domyślacie się zapewne — do tak nadzwyczaj wysokich sfer, że fechmistrz do tej pory nie mógł dość nadziwić się samemu sobie, że śmiał na nią podnieść oczy. Jednakże, pomimo tak wysokiego stanowiska — hm, hm! — nie wątpił, że uda mu się pozyskać jej względy; uważał nawet, że już nadeszła stosowna chwila, aby listownie wyjawić jej swoje uczucia. Na nieszczęście, fechmistrze niezbyt wprawnie władają piórem. Gdyby to jeszcze chodziło o gryzetkę — mniejsza z tem! ale gdy się ma do czynienia z osobą, tak wysoko postawioną i t. d., prosty język żołnierski nie wystarcza!... tu mógłby jedynie sprostać zadaniu poeta.
 — Już widzę o co chodzi — przemówił Mały z miną wielce kompetentną — chciałby pan posłać swojej wybranej parę rajskich ptaków i pomyślał pan o mnie.
 — Tak właśnie — odparł fechmistrz.
 — A więc, zgoda, jestem do pańskiego rozporządzenia. Tylko, jeśli pan chce, aby wyznania nie wyglądały jak zapożyczone ze Zbioru listów miłosnych, muszę posiadać o tej pani pewne szczegóły.
 — Jest to blondynka z Paryża. Pachnie jak kwiatek, i nazywa się Cecylja.
[ 108 ] Więcej nic powiedzieć nie może, za względu na położenie tej pani, położenie, tak i t. d.... Ale dlà mnie i tego było dosyć, tego samego dnia w czasie wieczornej nauki napisałem pierwszy list do złotowłosej Cecylji.
 Ta szczególna korespondencja między Małym i tajemniczą, nieznaną osobą trwała blisko miesiąc. W ciągu tego czasu pisywałem przeciętnie po dwa listy miłosne na dzień. Jedne z nich były czule i rozbłękitnione, jak listy Lamartina’a do Elwiry, inne tchnące żarem namiętności i brzemienne huraganami piorunów, jak listy Mirabeau do Zofji. Jedne zaczynały się od słów: „O Cecyljo, niekiedy na dzikiej wsparty skale...“ a kończyły się: „...od takich uczuć umiera się podobno... spróbujmy!...“
 Niekiedy i Muza w ten romans swoje strofy wplatała:

„O! twoje usta płonące!
„Nie broń ich, nie broń! o miła!“

 Dziś wspominam o tem z uśmiechem, ale w owe czasy Mały nie żartował wcale; przysięgam! — brał to zupełnie na serjo. Każdy list oddawałem Rogerowi, aby go przepisał swojem pięknem kapralskiem pismem; on ze swojej strony, otrzymawszy odpowiedź (bo odpisywała, nieszczęsna!), przynosił mi ją natychmiast. Na tej podstawie opierałem dalszy plan działania.
 Intryga ta przypadała mi do smaku, mówiąc szczerze — może nawet zanadto. Niewidzialna blondynka, woniejąca wonią bzu białego, nie schodziła [ 109 ]mi z myśli. Chwilami zdawało mi się, że piszę w swojem własnem imieniu; przemycałem w listach najzupełniej osobiste zwierzenia. Złorzeczyłem losowi i tym nędznym, nikczemnym istotom, wśród których żyć mi wypadło: — „Gdybyś wiedziała, Cecyljo, jak bardzo twojej miłości mi trzeba!...“
 Czasami, gdy ten wielki Roger podchodził do mnie, podkręcając wąsa, i mówił: — „Wszystko idzie doskonale, coraz lepiej, pisz pan tak dalej!“ — złość mnie brała: — „Jak ona może przypuszczać, że ten frant, fanfaron potrafi tworzyć takie arcydzieła, z żaru namiętności i melancholji utkane?“
 A jednak ona wierzyła w to, wierzyła tak mocno, że pewnego dnia fechmistrz z triumfem pokazał mi jej odpowiedź, którą tylko co otrzymał: — „Dziś wieczorem, o dziewiątej, za prefekturą“.
 Czy powodzenie swoje Roger zawdzięczał moim listom, czy też długości swoich wąsów? To pozostawiam wam, moje panie, do osądzenia. Jedno jest tylko pewne — że nocy tej Mały w swojej izdebce spał snem bardzo niespokojnym. Śniło mu się, że był bardzo duży, że miał wąsy i że damy z Paryża, z Bóg wie jak wysokiej sfery, naznaczały mu schadzki za prefekturą...
 A co ze wszystkiego najkomiczniejsze, to to, że nazajutrz musiałem napisać list dziękczynny, błogosławiąc w nim Cecylję, za szczęście, którem mnie obdarzyć raczyła: — „Aniele, któryś się zgodził noc jedną spędzić na ziemi...“
 List ten, przyznaję, pisał Mały z wściekłością w sercu. Na szczęście korespondencja urwała się [ 110 ]w tem miejscu i przez pewien czas nie słyszałem nic więcej ani o Cecylji, ani o jej wysokiej pozycji światowej.


#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false